Wczoraj mieliśmy do czynienia z sytuacją teoretycznie niebezpieczną, a w praktyce mocno stresującą. Krótko mówiąc, dwulatek był sam w pojeździe, do którego nie można było się dostać.
Co się stało?
Zacznijmy od tego, że to nie jest historia z tych, kiedy zostaje tylko zapytać, czy nieodpowiedzialność ma jakieś granice? Maluch nie powinien być sam w aucie, ale jego matka bardzo się wystraszyła i co najważniejsze, zadzwoniła po strażaków. Warte odnotowania jest też to, że nie mieliśmy siłowego otwarcia samochodu. Uznano, że maluchowi nic nie grozi i co za tym idzie, nie ma sensu narażać go na stres (oczywiście można również mówić o uniknięciu strat materialnych).
Niemniej samochód należało jakoś otworzyć – zdecydowano, że w zaistniałych okolicznościach najlepszym rozwiązaniem będzie poczekanie na mechanika. Mechanik, który przyjechał na miejsce, nie miał problemu z otworzeniem drzwi.
Przedstawiony przypadek dowodzi, że zdarzają się różne okoliczności. Można też powiedzieć, że kluczowe znaczenie ma odpowiedź na pytanie, czy możemy mówić o zagrożeniu zdrowia lub życia?